Bogusław Cupiał nie spełnił swojego największego marzenia, jakim nadal pozostaje awans Wisły do Ligi Mistrzów. Zespół Baiłej Gwiazdy przegrał wczoraj w Nikozji z APOEL-em 1-3 i na pocieszenie pozostanie wiślakom gra w Lidze Europejskiej. Do szczęścia zabrakło im niewiele, bowiem do 87 minuty przegrywali 1-2, co zapewniało im awans.
Niemal do rozpoczęcia spotkania nie wiadomo było, czy wystąpi Maor Melikson. Reżyser wiślackiej gry trenował w ostatnich dniach indywidualnie, narzekając na uraz uda. Ostatecznie wybiegł na boisko w pierwszym składzie. Tym razem został ustawiony na lewym skrzydle. Oznaczało to, że w środku pomocy zagra trzech zawodników mających umiejętności defensywne: Radosław Sobolewski, Cezary Wilk i Gervasio Nunez. Po zwycięstwie w Krakowie 1-0 trener Wisły Robert Maaskant postanowił przede wszystkim bronić tej zaliczki i wzmocnić obronę zasiekami w rejonie linii środkowej.
Zgodnie z oczekiwaniami już godzinę przed meczem na stadionie panowała gorąca atmosfera. Trenera Maaskanta i piłkarzy "Białej Gwiazdy" wychodzących na rozgrzewkę powitały przenikliwe gwizdy. - Nikogo się nie boimy - mówił przed meczem szkoleniowiec wiślaków, który wzniósł ręce w kierunku ok. 200 fanów z Krakowa. Pogoda do gry była niezła - było ciepło i duszno, ale do wytrzymania.
Aby myśleć o awansie w regulaminowym czasie gospodarze musieli strzelić co najmniej dwie bramki i wygrać różnicą dwóch trafień. Można było się spodziewać, że od początku ruszą do ataku. Tak było, ale Wisła pokazała, że nie przyjechała tylko murować bramki. Od pierwszej minuty była więc zacięta walka i ogłuszający doping na trybunach, który mieszał się z ogromnymi gwizdami. Widać było, że piłkarzom APOEL-u się spieszy, a wiślacy grali spokojnie. I z każdą minutą doping cypryjskich kibiców słabł, a przebijali się ze swoim śpiewem fani Wisły Kraków. Miejscowi ożywili się po uderzeniu Ivana Trickovskiego, po którym Sergei Pareiko wybił piłkę na róg. Później groźnie było dwóch strzałach ze strony APOEL-u. Uderzali Gustav Manduca oraz Ailton, ale skutecznie zastopowali ich defensorzy Wisły.
Od 22 minuty rywalizacja o awans rozpoczęła się na nowo, bowiem mistrzowie Cypru objęli prowadzenie. Z rzutu rożnego piłkę zagrał Gustavo Manduca, nie wybił jej stojący na linii bramkowej Patryk Małecki, odbitą od słupka futbolówkę próbował złapać Sergei Pareiko, wypuścił ją jednak z rąk i wturlała się do bramki. Niedługo później Manduca miał kolejną okazję, ale tym razem bramkarz wiślaków stanął na wysokości zadania i wybił piłkę uderzoną przy słupku. Gol zdeprymował wiślaków, którzy starali się dotrwać do przerwy i to się im udało.Po przerwie Wisła straciła drugą bramkę, ale na kilkanaście minut przed końcem bramkę strzelił Wilk i marzenia Cupiała o Lidze Mistrzów znowu stały się realne. Niestety, na 3 minuty przed końcem meczu cypryjczycy zadali decydujący cios i bramy od raju zostały zamknięte. Cupiał czeka już długo na Ligę Mistrzów i będzie musiał uzbroić się w cierpliwość przynajmniej na rok.